WIELKI CZWARTEK – USTANOWIENIE SAKRAMENTU EUCHARYSTII I KAPŁAŃSTWA

Wielki Czwartek 6 kwietnia 2023 roku rozpoczął obchody Triduum Paschalnego. O godz. 18:00 rozpoczęła się uroczysta i jedyna w tym dniu  Msza Św.,  odprawiana w naszym kościele.  Celebrowana była przez trzech  kapłanów: ks. Prałata Ryszarda, ks.  Dawida głównego celebransa i  ks. Tomasza.  Z uwagi na to, że jest to Msza Święta Wieczerzy Pańskiej, w której wspominamy ustanowienie sakramentu Eucharystii jak i kapłaństwa złożone ostały wszystkim kapłanom życzenia od wszystkich grup parafialnych  i wiernych oraz wręczone zostały kwiaty i słodkie upominki.

W tej jednej Mszy św. po raz ostatni usłyszeliśmy dźwięk dzwonów  podczas odśpiewania „Chwała na wysokości”, od tej pory słychać już tylko dźwięk kołatek.    Okolicznościowe kazanie wygłosił ks. Dawid (tekst zamieszczony poniżej).

Następnie  główny celebrans dokonał aktu  umycia nóg 12 mężczyznom. Komunia święta była przyjmowana pod dwiema postaciami.   Najświętszy Sakrament na zakończenie Eucharystii został procesyjnie przeniesiony do ciemnicy. Główny ołtarz został ogołocony, opustoszało tabernakulum, zgasła czerwona lampka, świeczniki zostały przewrócone. Adoracja w ciemnicy trwała do godz. 22:00

Oprawę muzyczną zapewniła  schola pod kierunkiem organisty Marcina Bojskiego.

 ” Zapadł zmierzch pierwszego dnia Święta Przaśników. Blisko jest już Święto Paschy – święto Przejścia, noc wyzwolenia, noc Wyjścia, ów czternasty dzień miesiąca, o którym słyszeliśmy w pierwszym czytaniu, kiedy krew niewinnego baranka ocaliła Izraelitów. W Sali na górze, wcześniej przygotowanej i usłanej, zasiadło trzynastu mężczyzn. Rozpoczyna się uczta, rozpoczyna się wieczerza – my dziś już wiemy, że ostatnia. W tamtej chwili z całą pewnością  wie to tylko jedna osoba. Ten, który tę wieczerzą zainicjował.

          Za chwilę padną znane nam już słowa: „Bierzcie i jedzcie…”, „bierzcie i pijcie…”, „to czyńcie na Moją pamiątkę”. Słyszymy je za każdym razem, ilekroć uczestniczymy we Mszy Świętej. Wiemy, że tamta Ostatnia Wieczerza stała się pierwszą Eucharystią, a zasiadający do niej Apostołowie – pierwszymi kapłanami właśnie mające się narodzić Kościoła. Słyszeliśmy w drugim czytaniu opowiadanie o ustanowieniu  Eucharystii, które jest rdzeniem każdej Mszy Św. uczestniczymy z Jezusem  i Apostołami w Ostatniej Wieczerzy, i jak w każdej wieczerzy centralnej miejsce w niej stanowi stół. A jednak przeznaczony na dzisiejszy dzień fragment Ewangelii według św. Jana każe nam oderwać oczy od tego wieczornego stołu i skierować je w zupełnie inną stronę – prosto w dół.

         Inaczej niż pozostali, Jan nie przekazał nam opowieści o ustanowieniu Eucharystii, choć właśnie w jego Ewangelii Jezus to ustanowienie  zapowiada, nauczając, że aby mieć życie wieczne, trzeba spożywać chleb z nieba – Jego Ciało i Krew. Zamiast tego Jan, jako jedyny, zostawił nam opis jak na tamte czasy niezwykle bulwersujący, odwracający wszelki porządek, burzący wszelką hierarchię – wykraczający poza ramy ówczesnego savoir-vivreʹu. Historia Ostatniej Wieczerzy rozpoczyna się od zdumienia.

            Możemy sobie wyobrazić, jak wielkie zaskoczenie wymalowało się na twarzy Apostołów, kiedy ich Mistrz nagle wstał od stołu, zdjął szaty, przepasał się ręcznikiem i jak niewolnik klękał przed każdym z nich , po prostu myjąc im nogi, zabrudzone kurzem i pyłem. Zdaje się, że wszyscy zaniemówili z wrażenia, na początku nie ma mowy o jakiej kol wiek reakcji. Dopiero gdy Chrystus dociera Dio Piotra, ten zdobywa się na próbę protestu. Zadaje pytanie, pełne zdumienia i być może oburzenia: „Ty chcesz mi umyć nogi?” jakby chciał powiedzieć: „Czy na pewno wiesz co robisz? Dlaczego zachowujesz się wobec mnie jak niewolnik? Czyż nie powinno być odwrotnie? Ty jesteś Nauczycielem i Panem, ja Twoim uczniem. To ja powinienem się przed Tobą ukorzyć. To ja powinienem się przed Tobą poniżyć. To ja powinienem umyć Ci nogi, bo to jest sprawiedliwe, tak nakazuje logika, kultura, tradycja – wszystko!” w podobny sposób trzy lata wcześniej Jan Chrzciciel próbował przekonać Jezusa, by ten nie przyjmował chrztu. A jednak podobnie jak wtedy, tak i teraz, u końcu swej misji, Jezus pozostaje niewzruszony. Mówi do Piotra podobnie jak ongiś do Jana: „Piotrze, Ty teraz tego nie rozumiesz. Przyjmuje to. Później będziesz to wiedział. Ustąp teraz, bo tak godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe”.

          Jezus godzi się na to niezrozumienie, zdumienie. Wyjaśnia uczniom sens swojego gestu. Po latach Jan podał powód, dla którego Jezus uczynił to, co uczynił: Umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował.

      Współczesna psychologia zwraca uwagę na fakt, że właśnie po zapadnięciu zmroku, wieczorem, stajemy się bardziej otwarci na drugiego człowieka, bardziej skorzy do zwierzeń, bardziej szczerzy. Wiedzą o tym choćby rodzice, których dzieci przybywające w jednym pokoju, długo nie chcą iść spać, lecz jeszcze w łóżkach rozmawiają ze sobą. Wiedzą o tym wszyscy, którzy właśnie wieczorem wychodzą z domu, by spotkać się ze znajomymi, by spędzić z nimi czas, czemu zwykle towarzyszą rozmowy, nieraz szczere, nieraz bardzo ważne. „W wieczór miłości, już bez przypowieści” (św. Teresa z Lisieux),  Jezus staje się ( a właściwie klęka!) przed uczniami takim, jaki jest. Wręcz dosłownie  – bo aby umyć im nogi musiał zdjąć szatę. Klęka, by potwierdzić, że jest „cichy i pokornego serca”. Oddaje się uczniom  do końca, zupełnie, aż po ostatni okruszek  tego pierwszego eucharystycznego Chleba. Wprost ukazuje im, że jest Miłością, że ich kocha. I prosi o to samo – aby i oni się kochali, aby i oni sobie nawzajem służyli i aby ten cud miłości – dokonujący się na ołtarzu wbrew wszelkiej logice – ponawiali i rozpowszechniali, dokądkolwiek się udadzą, gdziekolwiek pójdą.

        A zaczęło się od zdumienia. Czy i nam, w czasach, kiedy wiemy już tak wiele, zdarza się jeszcze popaść w zdumienie? Czy potrafimy jeszcze się zdziwić, gdy coraz częściej  w różnych sytuacjach słyszy się: „Mnie już nic nie zdziwi”? może czuję, że tego nie potrafię. Może dla mnie, księdza, Msza Święta stała się już po prostu  jednym z wielu obowiązków, które trzeba wypełnić? I to niekoniecznie radosnym? Może dla mnie, wiernego, wszystko stało się już tak oczywiste, że kiedy przychodzę na Mszę s. to wiem czego spodziewać? Powtarzam te same teksty, które wszyscy powtarzają, klękam, staję, siadam, bo wszyscy tak robią? Może po prostu czekam – nawet i w tej chwili – aż skończy się kazanie i niech to wszystko toczy się dalej, aż usłyszę upragnione : „Idźcie w pokoju Chrystusa”? (dzisiaj nie usłyszę).  

       Jeśli tak – to niech chociaż zdumieje mnie ten brak zdumienia. I skłoni do choćby krótkiej refleksji: oto w każdej Mszy Świętej Jezus nie tylko mnie karmi Ciałem i Krwią, ale również klęka przede mną i obmywa moje nogi. Przyjmuje mój brud i moje zmęczenie. Teoretycznie nie powinien. Ale jednak. Bo właśnie w taki sposób obmyślił, by im udowodnić, że kocha mnie do szaleństwa. I jak bardzo pragnie dzielić ze mną moje życie. „